sobota, 11 lipca 2015

Szkoła rodzenia - tak czy nie i jaka?

O szkole rodzenia myśli każda przyszła Mama. Moje myślenie nie trwało zbyt długo, bo z góry wiedziałam, że chcę uczestniczyć w takim przedsięwzięciu. Znam jednak wiele par oczekujących dziecka, które nie decydują się na taką formę edukacji. 

Pierwsza część: moje refleksje. Dla szukających konkretów - część druga

Co w moim mniemaniu daje szkoła rodzenia? Przede wszystkim podnosi poziom poczucia bezpieczeństwa przed wielką niewiadomą. Jasne jest, że nie mamy pojęcia co nas czeka, nie mamy tak naprawdę obrazu czego się spodziewać dopóki same nie spróbujemy. Możemy oczywiście poszperać w internecie, ale mnóstwo informacji jest ze sobą sprzecznych i nie wszystkie są jasne, co często budzi jeszcze większy mętlik w głowie. W szkole rodzenia ktoś bardzo mądry i doświadczony opowie nam o podstawach: przebiegu porodu, etapach, spodziewanych odczuciach i na co uważać. Druga ważna dla mnie sprawa to partner (nie tak w oczywisty sposób). Udomowiony przeze mnie ma generalnie mało czasu, wcale właściwie i wiem, że sam nie miałby okazji do tego żeby poznać te wszystkie tajniki. Przypuszczam, że w niektórych kwestiach chęci też by mu zabrakło. Szkoła rodzenia to świetny pretekst do a) wygospodarowania konkretnej ilości czasu o konkretnej godzinie, b) "zmuszenie" do wysłuchania istotnych rzeczy c) ktoś niezależny mówi o wszystkim, co czujemy, więc nie jest to uznawane tylko za nasz wymysł i ciążowe biadolenie;). Dzięki zajęciom w SR chcąc nie chcąc mój szanowny małżonek zapoznał się ze wszystkim od realnej strony i to, co również istotne poznał sposoby na pomoc przy porodzie. Idealne są miejsca, gdzie można ponosić brzuch i takie tam, bo może niektórzy panowie bardziej doceniliby codzienny trud przyszłych mam.  

W czasie zajęć odkryłam też inne plusy, a mianowicie inne mamy. W końcu nie byłam sama w swoich odczuciach. Był ktoś, to tak samo lub podobnie się czuł, kto rozumiał, że aktualny upał na zewnątrz wcale nie jest błogim ciepełkiem. To trafiło do mnie w trakcie, miało znaczenie, ale nie było niezbędne. 

Dwie rzeczy (poczucie bezpieczeństwa i wyedukowany partner) z góry przesądzały o moim zapisaniu się do SR. Jeżeli zasięgniemy rad z pewnego źródła, a tatuś jest również głodny wiedzy to SR nie jest tak potrzebna. Stąd pewnie nie każda przyszła mama się na nią decyduje. 

Wybór szkoły rodzenia był prosty. Z góry założyłam, że cudów nie wymyślą, a ważna jest ogólna, pewna wiedza. Znalazłam więc punkt w pobliżu mojego miejsca zamieszkania, który wydawał mi się sensowny nie tylko ze względu na cenę i lokalizację, ale także na ofertę, która dla klientów SR była poszerzona o darmowe zajęcia gimnastyczne dla pań w stanie błogosławionym zarówno na sali jak i na basenie. Dzięki wrodzonemu szczęściu trafiłam na baaaaardzo miłą, a przede wszystkim pomocną położną, którą gnębiłam od czasu do czasu pytaniami (czy taka kupka jest ok?) przez kilka miesięcy od porodu. Co ważne chętnie odpowiadała. Po pierwszych zajęciach okazało się, że przy wyborze położnej prowadzącej jako tej, która się nami oficjalnie zajmuje szkołę refunduje NFZ. Oczywiście skorzystaliśmy, bo i tak nikogo wybranego nie mieliśmy, a koniec końców lepiej trafić nie mogliśmy. Nasze zajęcia były podzielone na 4 spotkania po 2 godziny. Dla nas ok. Poznaliśmy przebieg porodu, różnorakie sposoby łagodzenia bólu, sposoby na wywołanie porodu, otrzymaliśmy wiele wskazówek dotyczących karmienia, laktacji, a także szeroko pojętej pielęgnacji noworodka. Dowiedzieliśmy co jest potrzebne do wyprawki, co jest niezbędne w domu itp Na koniec otrzymaliśmy streszczenie zajęć, przykłady ćwiczeń na czas porodu, listę potrzebnych rzeczy i mnóstwo ciekawych broszurek i gratisów. 


Podsumowując i konkretyzując:

Plusy szkoły rodzenia:

- poszerzenie wiedzy przyszłych rodziców (wzrost poczucia bezpieczeństwa przed porodem)
- zaznajomienie partnera z tematem
- spotkania w gronie innych pań w ciąży
- pewne źródło wiedzy
- sprawdzone wskazówki na różne dolegliwości, na czas porodu
- wsparcie położnej w razie wątpliwości przed i po porodzie

Na co zwrócić uwagę?

- założenia szkoły - czy są nastawione tylko na naturalne rodzenie, czy są też przeznaczone dla par mających w planie cesarskie cięcie itp.
- cena (w moim mieście są zarówno darmowe szkoły jak i takie, których cena sięga 1000 zł)
- opinie - nie każda szkoła posiada, ale warto poszukać, a następnie się na nich oprzeć
- program - warto sprawdzić, czy znajdują się w nim istotne dla nas rzeczy
- osoby prowadzące - czy mają kompetencje i doświadczenie
- czas trwania - oczywiste jest, że w ciągu jednej godziny nie zaspokoimy naszej ciekawości, ale zbyt długo trwające zajęcia mogą nas ograniczać, ważne jest aby na każdy temat poświęcona była odpowiednia ilość czasu. np. 8 godzin(4x2)
- dodatkowa oferta - ćwiczenia, spotkania itp.



wtorek, 7 lipca 2015

Jak dziewczyna - czyli jak? #likeagirl

Już jakiś  czas temu zetknęłam się z filmem opublikowanym przez Always.

Film przedstawia dziewczynki i młode kobiety, których zadaniem jest wykonać różne czynności  "jak dziewczyna". Efekt bardzo mnie zaskoczył  i zmusił  do przemyślenia sprawy. Dziewczynki dawały  z siebie wszystko podczas przedstawiania biegu, czy rzucania piłką, natomiast młode kobiety przedstawiały przykrą parodie tych samych czynności.
Niewątpliwie jest to jeden z problemów którym powinna zajmować się współczesna pedagogika. Jest to zakłamany obraz dziewczyny z ogromnym zaniżeniem wartości.
Zastanawiałam się w jaki sposób ja przedstawiłabym te same zadania i niestety z przykrością muszę stwierdzić, że zdanie "jak dziewczyna" kojarzy mi się  właśnie  z czymś negatywnym.
Z czego to wynika? Z utartych, krzywdzących stereotypów i stwierdzeń. Na pewno każdy  z nas spotkał się choć raz ze słowami: "bijesz się jak dziewczyna", "zachowujesz się jak baba" itp. Sama nie wiem w którym momencie moje spojrzenie się zmieniło, pamiętam jednak, że jeszcze w czasach pierwszych lat podstawówki dawałam  z siebie wszystko chcąc zwyciężyć z kolegami w biegach, wyścigach czy grach. Była to w jakiś sposób podświadoma chęć udowodnienia przede wszystkim sobie, że dziewczyna daje rade tak samo jak chłopak. Kiedy to się zmieniło? Nie wiem. Ale nadal lubie "konkurować"  z mężczyznami udowadniając że płeć nie ma znaczenia np. podczas prac remontowych czy przy wnoszeniu czegoś ciężkiego.
Wracając jednak do tematu. W którymś momencie uciera się, że robienie czegoś "jak dziewczyna" nie oznacza nic pozytywnego. To nie jest tylko problem natury słownej, ale takie stwierdzenia jak widać często nieświadomie wpływają na naszą psychikę. Przed obejrzeniem filmu nie zwracałam na to uwagi. A przecież  to może przeszkadzać nam w życiu na dłuższą metę. W obliczu wyzwania, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, takie podejście może nam przeszkadzać zwłaszcza,  gdy konkurujemy z mężczyznami. Poza tym może to też kreować nasze zachowania. "Fochujesz się jak baba" daje nam przyzywolenie na takie zachowania, pokazuje, że przecież "mam do tego prawo, bo jestem kobietą".
Co możemy zrobić  z takim stanem rzeczy? Jak pomóc małym dziewczynkom żeby  nie traciły  z wiekiem wrodzonej wiary w siebie?
Wszystko leży  w wychowaniu. To my, rodzice, opiekunowie, wychowawcy wpajamy dzieciom zasady i wiedzę, ale także podejście. Powinniśmy zwracać uwagę nie tylko na podejście do dziewczynek ale także do chłopców, tłumaczyć, że dziewczynki to nie są reprezentantki "słabej płci", ale silne i pełne odwagi osoby w niczym nie ustępujące chłopcom.
Jestem ciekawa opinii czytelników. Proszę  o komentarze :)

środa, 1 lipca 2015

Tesstowanie 4

Jak co miesiąc zgłaszam się do testowania produktów Canpol. Wszystkim zainteresowanym przypominam, że można się zarejestrować na Blogosferze.
Zachęcam do udziału.
Przypominam też, że w poprzednich postach można przeczytać moje  recenzje innych produktów firmy Canpol.

Podgrzewacz i butelka Haberman

W tej edycji mam przyjemność testować produkty Canpol: podgrzewacz i butelkę Haberman.

Oczywiście produkty uzyskałam dzięki uprzejmości Canpol, poprzez formularz na Blogosferze (każdy może spróbować). Dostałam przesyłkę, a w niej dwa niezbędne przy dziecku produkty.

Na początku przedstawię podgrzewacz. Zapakowany w standardowe pudełko, na pierwszy rzut oka ładnie się prezentuje. Już na zdjęciu widać ciekawy, nowoczesny wygląd.






Po rozpakowaniu wygląda również bardzo fajnie. Zestaw składa się z: podgrzewacza, wkładu na butelki, słoiczki oraz wkładu z pokrywką - do bezpośredniego podgrzewania pokarmu. Dla mnie to bardzo przydatna funkcja, gdyż jest to szybki sposób na przygotowanie posiłku dla niecierpliwego dziecka, bez konieczności przekładania go do innych pojemników. 



Podczas podgrzewania pokarmu w słoiku lub w butelce musimy zastosować plastikowy wkład. Dzięki niemu pojemnik z jedzeniem nie styka się bezpośrednio z grzałką, a wyciągnięcie przygotowanego jedzenia nie grozi poparzeniem. Wystarczy wyciągnąć cały plastikowy element i gotowe. 




Do podgrzewania samego pokarmu jest kolejny wkład, który tak jak słoik, czy butelkę umieszczamy w pierwszym plastikowym elemencie. Ten pojemnik posiada przykrycie, które pasuje do obu wkładów. Dla mnie jest to plus, bo czasami jedzenie przygotowuje wcześniej w podgrzewaczu. Dzięki pokrywce nie ma obaw, że w jakiś sposób  jedzenie się zanieczyści. 




Użycie podgrzewacza jest bardzo proste. Nalewamy wodę i przekręcamy pokrętło. W tym momencie pojawia się pomarańczowe światełko, które świadczy o tym, że urządzenie się nagrzewa. Trwa to bardzo krótko. Jeżeli podgrzewamy pokarm pokrętło ustawiamy na maksymalną temperaturę, w momencie, gdy chcemy utrzymać jedzenie w stałej temperaturze ustawiamy pokrętło na początku skali - w oznaczonym ciemnym kolorem punkcie. 


I plus z przymrużeniem oka ;) pasuje mi do wystroju wnętrza ;) 





Podsumowując: podgrzewacz wygląda bardzo dobrze, szybko się nagrzewa, jest łatwy w użyciu i posiada praktyczne rozwiązania w postaci plastikowych wkładów. Polecam. 

Teraz czas na mojego faworyta wśród butelek. Opatentowana nowość w firmie Canpol, antykolkowa butelka Haberman. 




U mojego dziecka nie spotykałam się z typowymi objawami kolki, typu dwugodzinny płacz, ale mimo wszystko zawsze gdzieś był problem z powietrzem połykanym przy jedzeniu z butelki. Ta butelka wychodzi na przeciw wszystkim zatroskanym rodzicom. Moje dziecko od początku było bardzo wybredne jeśli chodzi o wybór butelek, dlatego też zwracam uwagę na szczegóły. 

Butelka prezentuje się ciekawie, na pewno oryginalnie. Opakowanie ma tekturowe. Po wyjęciu z pudełka jest wstępnie złożona. Posiada instrukcje obsługi i uwaga(!) pierwszy raz przy butelce musiałam jej użyć. Nie dlatego, że obsługa jest skomplikowana, ale dlatego że ma wiele nowości w zastosowaniu. 

Nowością jest smoczek i zielony krążek, który umieszcza się w zakrętce. Zielony krążek to filtr który odseparowuje powietrze. Umieszcza się go poprzez nałożenie od góry smoczka i zakrętki. 






Cała butelka to dla mnie rewelacyjny wynalazek. Po pierwsze: smoczek posiada przycisk dzięki któremu go napełniamy. Gdy raz wciśniemy przycisk smoczek jest cały czas napełniony, a nowo wpływający pokarm jest odpowietrzany. Dzięki temu mleko nie rozlewa się przy przykładaniu go do buzi. Przy poruszaniu butelką, bez naciśnięcia przycisku pokarm nie powróci do butelki. Poza tym butelka może być stosowana od urodzenia do 6 miesiąca bez konieczności zmiany smoczka. Jak to możliwe? Poprzez obrót butelką wokół własnej osi zmieniamy przepływ płynu. Jeżeli widzimy, że dziecko je zbyt szybko i nie radzi sobie z połykaną ilością pokarmu obracamy i koniec problemu. Dobre dla każdego dziecka, bo wiek jest różny i różne potrzeby. Jest to też plus dla mam karmiących piersią, dzięki temu dziecko nie odzwyczaja się od silnego ssania. Kolejny plus to smoczek umieszczony nie pośrodku, ale z boku. W przypadku mojego wymagającego dziecka tylko taki się sprawdzał, bo przypominał jej pierś. Butelka ma dużą pojemność (260ml) przez co może służyć dłużej. przy większej ilości zjadanego pokarmu. Całość można bardzo szybko umyć i wyczyścić. Składanie i rozkładanie elementów jest banalnie proste, ale tak jak pisałam przed pierwszym użyciem trzeba się zapoznać z instrukcją żeby nie popełnić błędu. 



Na koniec żeby zobrazować działanie nagrałam filmik. Mam nadzieję, że czytelny :) 




Cóż mogę powiedzieć? Butelka moim zdaniem to naprawdę bardzo dobry produkt, pełen innowacji i ułatwiających karmienie pomysłów. Dobry dla dziecka i dla mamy. Polecam. 




Szukaj na tym blogu