Dziś wpis trochę filozoficzny.
Dziecko idąc do przedszkola/szkoły przekracza próg miejsca pełnego nowych wyzwań. Jest to granica, za którą testowane jest tak naprawdę wychowanie wyniesione z domu. W tym momencie dzieci wykazują się swoim własnym podejściem i zdaniem.
Dziecko przebywa w przedszkolu/szkole kilka godzin dziennie. Ale przecież nie jest tam samo. Są z nim nauczyciele, rówieśnicy, ich rodzice i inni pracownicy placówki. Poza lekcjami są przerwy, wycieczki. Dziecko uczy się rzeczy celowo przekazywanych przez nauczyciela, a między przysłowiowymi wersami wyłapuje inne wiadomości. I tak np. rzeczy dobre w oczach jednego rodzica są niewłaściwe w oczach drugiego. A wiadomo, to co wpaja dziecku rodzic jest przez nie powielane.
W placówce oświatowej zderzają się wszystkie style wychowania, ale niestety widoczny jest u niektórych dzieci brak wzorców.
Tym wstępem chciałabym przejść do dwóch rzeczy: jak wychować dziecko skutecznie i co pomimo naszego wychowania może się przedrzeć do zachowań naszych dzieci.
Po pierwsze. Bazując na własnym doświadczeniu, również jako uczeń wiem, że sposób w jaki rodzice przekazują wartości jest niezmiernie ważny. Każdy rodzic ma swoje priorytety. Jeden chce, aby dziecko było waleczne, potrafiło upomnieć się o swoje, a drugi uważa, że trzeba iść swoją drogą i cieszyć się tym co niesie los. Jednak jestem pewna każdy rodzic chce uchronić potomka przed niebezpieczeństwami takimi jak: używki, niewłaściwe relacje itp. Wychodząc z domu, pociecha ma ze sobą bagaż naszych rad, zakazów i nakazów. Pytanie tylko, czy z nich skorzysta? Zauważyłam jedną rzecz: jeżeli dziecko wykonuje nasze polecenia, bo my tak chcemy, grozimy konsekwencjami, wymyślamy kary to po wyjściu z domu moc naszych słów spada do minimum. Bo przecież skoro rodzice nie widzą to kary nie będzie, a im więcej udanych prób tym większa śmiałość przy kolejnych. Natomiast, gdy dziecku tłumaczymy, że pewne rzeczy są po prostu szkodliwe, mogą uzależnić i nieść ze sobą przykre konsekwencje dziecko samo ma szanse podjąć właściwą decyzje. Jeżeli do tego dodamy jeszcze mądrą swobodę, pozwolimy dziecku doświadczać i eksperymentować pod naszym okiem, nie będzie ono tak chętne do ryzykowania na własną rękę. Trzeba też pamiętać, że zbyt intensywne trzymanie "pod kloszem" skutkuje często szybką i intensywną ucieczką w świat rówieśników, nie zawsze odpowiednich.
Patrząc na swoje doświadczenia szkolne, najczęściej w tzw. "złe" towarzystwo popadały osoby najbardziej pilnowane i kontrolowane, bądź takie, których rodzice byli "młodzieżowi" i pozwalali na zbyt wiele. Wniosek? Najlepiej znaleźć złoty środek. Moim zdaniem znajduje się on w mądrym przekazywaniu wiadomości. Dzieckiem powinno kierować się w taki sposób, aby samo wiedziało, co jest dobre, a co złe i aby w odpowiednim momencie samo dobrze wybierało.
Prosty przykład: jeżeli dziecko boi się rodziców, wie, że za różne przewinienia czeka je kara, krzyk i awantura to owszem, nie skorzysta z propozycji zapalenia papierosa, ale tylko wtedy, gdy wie, że może zostać na tym przyłapane. Jeżeli dziecko od początku uczone jest, że palenie zwyczajnie szkodzi, że prowadzi do nieprzyjemnego nałogu i konsekwencji to jest szansa, że odmówi z własnej potrzeby.
Oczywiście jest to tylko, jeden i niewielki element wychowania, ale myśl ta idzie za mną od kilkunastu lat i wnioski wysnułam już stojąc przed pytaniem: "chcesz papierosa?". Ja nie chciałam, ale wiele osób się skusiło. Czemu nie chciałam? Bo rodzice pokazali mi czym to grozi, a sami z trudem rzucili palenie. Poza tym zawsze mogłam do nich pójść (choć tego nie zrobiłam) i powiedzieć, mamo, tato, chciałabym spróbować zapalić, bo jestem ciekawa jak to jest. Nie wiem co by powiedzieli rodzice, ale na pewno zaspokoiliby moją ciekawość w odpowiedni dla wieku sposób.
Dobre wychowanie to mądre wychowanie, niezbyt łagodne i niezbyt rygorystyczne. Dobre wychowanie to znalezienie złotego środka. To bycie przyjacielem bez zacierania granic rodzic - dziecko.
Jestem ciekawa jak Wy, drogie Mamy wspominacie wychowanie Waszych rodziców i czy było one według Was skuteczne?
Polecam każdemu rodzicowi (niezależnie od tego czy ma problemy wychowawcze czy nie, czy uważa się za dobrego rodzica czy ma wątpliwości) książkę "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły." Książka nie traktuje dokładnie o wychowaniu ale pokazuje właśnie jak rozmawiać z dziećmi. Jak pokazać im, że są przez nas szanowane i mogą nam w 100% ufać.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie czułam nigdy, żeby rodzice nas "źle" wychowali. Również byliśmy tymi dziećmi, które na pytanie "czy chcesz" śmiało i bez strachu przed rodzicami odpowiadały po prostu, że nie chcą. Byliśmy dobrymi uczniami i grzecznymi dziećmi. Jednak po przeczytaniu tej książki poczułam gdzieś w sobie bardzo dużo żalu, że nikt nigdy do nas nie zwracał się w sposób jak jest to opisane w wyżej wspomnianej książce.
Uwielbiam te książkę, wspominalam o niej w jednym z wpisów. Ona otwiera oczy na wiele spraw i pokazuje wychowanie jakby od drugiej strony. A tak naprawde bazuje na prostych zasadach. Sprawdzałam ja w praktyce i dla mnie niektóre stwierdzenia działają jak magiczne zaklęcia :) Ja miałam to szczęście, że moi rodzice podchodzili do mnie w większości przypadków tak jak bym tego chciała dla swojego dziecka, choć wiadomomo ideałów nie ma i zawsze coś się znajdzie :)
UsuńUwielbiam te książkę, wspominalam o niej w jednym z wpisów. Ona otwiera oczy na wiele spraw i pokazuje wychowanie jakby od drugiej strony. A tak naprawde bazuje na prostych zasadach. Sprawdzałam ja w praktyce i dla mnie niektóre stwierdzenia działają jak magiczne zaklęcia :) Ja miałam to szczęście, że moi rodzice podchodzili do mnie w większości przypadków tak jak bym tego chciała dla swojego dziecka, choć wiadomomo ideałów nie ma i zawsze coś się znajdzie :)
Usuń